Leżę w łóżku medytuję
i swe życie tak sumuję.
Czym był wierny, sprawiedliwy?
Czy mój żywot był uczciwy?Stawiam sobie pytań wiele.
Ocenią to przyjaciele.
Do dzieciństwa też wróciłem,
czy rodzicom dług spłaciłem?Za me utrzymanie, opieranie
, trud codzienny, wychowanie.
Lista długu jest dość spora
a to dla mnie wielka zmora.Starałem się pracą spłacać;
ich dorobek wciąż wzbogacać.
Serce mi tak dyktowało,
wciąż uważam, że to mało.Gnębi mnie dziś rola Taty,
że dziś nie ma własnej chaty.
Dziś On marznie i marnieje.
Ja w szpitalu tyłek grzeje.Nie moja w tym całkiem wina
lecz mnie gnębi jako syna.
Nie po to przecież harował.
by w ruderze wegetował.Trudno dziś mi zamknąć oczy
Ojca widzę każdej nocy.
Dziś go widzę cierpiącego
jak przed laty zmęczonego.Mamie też nie wiele dałem,
chociaż z serca tego chciałem.
Chciałem dać Jej pomnik skromny;
za Jej pracę, trud ogromny,
Jeśli mi do zdrowia wrócić dane
swoich starań nie przestanę;
zrobię wszystko co w mej mocy,
aby Ojciec nie marzł w nocy.Robiąc dziś podsumowanie
nie wystarczy jedno zdanie.
Sporo by powiedzieć trzeba.
Czy da mi to gwiazdkę z nieba ?Nie potrzeba mi chwalenia,
czy zbytniego mnie ganienia.
Sprawiedliwej mi oceny trzeba
jak zdrowemu kawał chleba.Wszystko się starałem robić
i ubranym jakoś chodzić;
kochać Żonę, kochać Dzieci,
Życie brać jak ono leci.Żadnego majątku nie miałem;
z domu też go nie dostałem.
Nie wszystkiemu podołałem.
To co miałem Dzieciom dałem.Moje Dzieci – moi Mili
byście Mamę docenili.
Mama dla nas tylko żyje
a Jej serce wnukom bije.Warszawa, dn. 30.IX.1983r. BOLESŁAW CEDRO